Narodowy Kościół Katolicki

ZAGUBIONA WARTOŚĆ OSTATNIEGO MIEJSCA

W modlitwie arcykapłańskiej, zawartej w Ewangelii według św. Jana (J 17,21 BBT), Jezus kieruje do Ojca niezwykle poruszające słowa: „Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie”. Chrystus nie wyraża tu jedynie pobożnego życzenia, lecz objawia najgłębsze pragnienie swego serca. Ta modlitwa jest wezwaniem do radykalnej jedności, zakorzenionej w samej istocie Trójcy Świętej. Nie jest to jedność powierzchowna, oparta na kompromisie czy formalnych gestach, lecz jedność wyrastająca z misterium Bożej miłości, przenikającej wszelkie różnice i podziały. To jedność, która nie jest luksusem, na który możemy sobie pozwolić dopiero po zaspokojeniu innych potrzeb, lecz fundamentem naszego życia w Chrystusie.

Jednak gdy przyjrzymy się współczesnemu obrazowi Kościoła, z bólem musimy stwierdzić, że wezwanie do jedności zostało w znacznej mierze zagubione w zgiełku naszych czasów. Jedność, która miała być radosnym owocem życia w Chrystusie, stała się dla wielu ciężarem, który dźwigają z niechęcią. Przypomina to sytuację z przypowieści o uczcie weselnej, gdzie zaproszeni goście odrzucają wezwanie gospodarza, wybierając własne, egoistyczne cele (por. Mt 22,1-14 BBT). W świecie, który coraz bardziej fascynuje się indywidualizmem i własnym „ja”, jedność Kościoła zdaje się być postrzegana jako coś archaicznego, trudnego do osiągnięcia, a wręcz niepożądanego.

Chrystus, wzywając nas do jedności, nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Ta jedność nie jest wynikiem ludzkich kalkulacji, nie jest też sprawą wyboru. Jest to istotny warunek przynależności do Jego Ciała. Zbyt łatwo jednak gubimy tę prawdę w naszej codziennej praktyce. Rywalizacja, ambicja, a nawet próżność – postawy zakorzenione w świecie – wnikają do serc wielu ludzi, w tym także nas, duchownych. Nasze zgromadzenia, które powinny być miejscem wspólnej modlitwy i braterstwa, coraz częściej przypominają teatr, w którym każdy pragnie grać główną rolę. A przecież Chrystus wzywa nas, byśmy szli za Nim drogą pokory, wybierając „ostatnie miejsce” – miejsce, które On sam uczynił najgodniejszym przez swoje uniżenie na krzyżu.

Zapomniana wartość ostatniego miejsca

Ostatnie miejsce – to miejsce, które Chrystus wybrał, by ukazać swoją miłość – wydaje się dziś miejscem zapomnianym. Zbyt łatwo przywiązujemy wagę do zewnętrznych oznak prestiżu i władzy. Na naszych zgromadzeniach liczy się, kto zajmuje pierwsze miejsca, kto bardziej rzuca się w oczy, kto zdobywa aplauz. Zapominamy, że w Królestwie Bożym nie liczy się, kto jest pierwszy na tym świecie, lecz kto służy w miłości, kto umie być niewidoczny, lecz obecny w pokorze. Jakże inaczej wyglądają nasze modlitwy i spotkania, gdy nie koncentrujemy się na tym, kto zajmuje lepsze miejsce, lecz na wspólnocie, która żyje w Chrystusie.

Chrystus przypomina nam: „Ostatni będą pierwszymi” (Mt 20,16 BBT). To nie jest jedynie pobożna maksyma, ale życiowa prawda, którą potwierdził swoim własnym przykładem. Kiedy Kościół na nowo zacznie cenić wartość ostatniego miejsca – tego miejsca, które symbolizuje pokorę, cichość i służbę – stanie się prawdziwie jednym Ciałem Chrystusa. Wzór Chrystusowy to wzór, który każe nam schylić się, by służyć innym, a nie dążyć do własnej chwały. Musimy zadać sobie pytanie: czy nasze pragnienie jedności jest autentyczne, czy też podsycane przez naszą ukrytą pychę? Czy jesteśmy gotowi na prawdziwe nawrócenie, które wymaga od nas porzucenia wszelkiej rywalizacji i ambicji?

Pycha i rywalizacja – największe zagrożenia dla jedności

Chrystusowa modlitwa o jedność nie jest jedynie przelotnym wezwaniem. Zawiera w sobie najgłębsze pragnienie Zbawiciela, aby Jego uczniowie byli zjednoczeni w miłości, trosce i służbie. Jednakże pycha, która przeniknęła do wnętrza Kościoła, przesłania prawdziwe znaczenie tego wezwania. Jakże często w relacjach między Kościołami, zamiast dążyć do wspólnoty, stajemy się rywalami, konkurującymi o uznanie, władzę czy dominację. Ekumeniczne spotkania, które miały być miejscem autentycznego dialogu i jedności, zbyt często pozostają jedynie formalnością, pustym gestem, który nie sięga głębi naszych serc. Za tą fasadą braterstwa często kryje się rywalizacja, ambicja i pragnienie dominacji.

Chrystus modlił się, abyśmy „byli jedno”, tak jak On jest jedno z Ojcem. To wezwanie do jedności nie jest opcjonalne, ale stanowi serce Jego misji. Jedność, o którą modlił się Jezus, nie może być zredukowana do formalnych gestów czy pustych deklaracji. Wymaga od nas nawrócenia, które odrzuca wszelką pychę i pragnienie uznania. Kościół musi stać się wspólnotą miłości, troski i pokory, w której nikt nie szuka własnej chwały, ale dąży do służenia innym.

Ekumenizm prawdziwej służby

Prawdziwa jedność między Kościołami nie polega na tym, by unikać różnic, ale na tym, by przekraczać je w duchu miłości i wzajemnej troski. Pycha, która oddziela nas od siebie, jest najgłębszym wrogiem jedności. Chrystus nie wzywa nas do rywalizacji, lecz do braterstwa. Ekumenizm nie może być tylko grą pozorów – musi opierać się na prawdziwej służbie, wyrastającej z pokory. Dopóki Kościoły nie zrozumieją, że ich prawdziwa misja polega na służbie, a nie na zdobywaniu dominacji, modlitwa o jedność pozostanie pustym słowem.

Kościół Chrystusowy nie może być podzielony przez pychę. Modlitwa Chrystusa o jedność nie była formalnym gestem, ale głębokim wyrazem Jego troski o Kościół. Pycha, która rodzi się w naszych sercach, jest wrogiem tej jedności. Jedność Kościoła wymaga od nas, byśmy wybrali „ostatnie miejsce” – miejsce pokory i służby, tak jak uczynił to Chrystus.

Złudzenie uprzywilejowanych miejsc i zapomnienie o innych: głęboka teologiczna refleksja

Kiedy matka synów Zebedeusza zwraca się do Chrystusa z prośbą o zaszczytne miejsca dla swoich synów w Jego Królestwie, objawia się nie tylko jej matczyna troska, ale i głęboko zakorzenione pragnienie człowieka – pragnienie wyróżnienia, posiadania wyjątkowej pozycji w oczach Boga. To pragnienie, tak powszechne, prowadzi nas do introspekcji: jak często sami w naszej modlitwie, w życiu duchowym, staramy się zapewnić sobie miejsce w Bożym Królestwie, zapominając przy tym o innych? Odpowiedź Jezusa nie tylko przypomina o pokorze, ale wskazuje na fundamentalny błąd w naszym myśleniu – błąd koncentrowania się na „ja” zamiast na „my”.

Egoizm w obliczu wspólnoty zbawienia

Kościół, będący z natury communio – wspólnotą wiernych zjednoczonych w Chrystusie – staje się miejscem, gdzie z niepokojem obserwujemy narastającą tendencję do indywidualizmu, która podważa istotę naszej wspólnej drogi do zbawienia. Coraz częściej na pierwszym planie pojawia się „moje” zbawienie, „moja” relacja z Bogiem, „moje” miejsce w Królestwie Niebieskim. W tej egocentrycznej perspektywie gubimy fundamentalną prawdę, że nasze dążenie do Królestwa Bożego jest nierozerwalnie związane z dążeniem całej wspólnoty Kościoła, Ciała Chrystusa, którego każdy wierny jest częścią.

Święty Paweł naucza nas: „Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne” (1 Kor 12,14 BBT), przypominając, że nie możemy oddzielić siebie od wspólnoty wiernych. Jesteśmy ze sobą połączeni w jedności Ducha Świętego, a każdy z nas, w swojej odmienności, wnosi do Ciała Chrystusa szczególną rolę i powołanie. Jednocześnie jednak, jakże często, nawet wobec naszych współbraci w Chrystusie, pozwalamy sobie na wrogość, uprzedzenia i niechęć. Te postawy rodzą się z wewnętrznej potrzeby obrony własnego „ja” i własnych interesów, co prowadzi do tego, że zamiast budować jedność, dzielimy wspólnotę.

Jakże możemy być otwarci na innych, skoro nawet w obrębie Kościoła, we wspólnocie braci i sióstr w Chrystusie, przejawiamy egoizm i rywalizację? Zamiast miłości i wzajemnej troski, pojawiają się osądy, porównania i poczucie wyższości. Nasze egoistyczne „ja” zasłaniamy argumentami o „naszej racji”, „naszym Kościele”, czy „naszej wierze”, które często kryją głębszy brak zrozumienia istoty wspólnoty. Tymczasem Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, w którym „jeśli cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki” (1 Kor 12,26 BBT), i tylko w tej wzajemnej solidarności możemy wzrastać duchowo.

Chrystus, odpowiadając na prośbę matki synów Zebedeusza, jasno wskazuje na drogę, która nie opiera się na dążeniu do własnej chwały, ale na służbie wspólnocie. Mówi: „Kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie waszym sługą” (Mt 20,27 BBT). W ten sposób przypomina nam, że jedność Kościoła nie opiera się na dominacji czy indywidualnym wywyższaniu się, ale na pokorze i gotowości do służby innym. Jest to kluczowe wezwanie, by przekroczyć granice własnych ambicji i otworzyć serca na wspólnotę wiernych, w której każdy członek jest cenny, a miłość powinna być fundamentem wszystkich relacji.

Jezus Chrystus: wzór radykalnej jedności i pokory

Modlitwa arcykapłańska Jezusa, zawarta w Ewangelii według św. Jana (J 17,21 BBT), odsłania istotę Jego misji – jedność, która przekracza wszelkie ludzkie pojęcia. Chrystus nie prosi o powierzchowną harmonię ani o zewnętrzną zgodność, lecz o głęboką wspólnotę, zakorzenioną w tajemnicy jedności, jaką sam przeżywa z Ojcem. Jest to jedność ontologiczna, wymagająca oddania samego siebie w pełni, aż do ofiary. Jezus nie przyszedł, by zbudować Królestwo na osobistych ambicjach czy samorealizacji. Królestwo Boże nie należy do tych, którzy szukają własnej chwały, ale do tych, którzy gotowi są oddać swoje życie w służbie „za wielu” (Mt 20,28 BBT). Powołanie do życia w Królestwie nie jest drogą ku własnemu wyniesieniu, lecz wezwaniem do służby, do pokornej ofiary, która buduje prawdziwą wspólnotę – wspólnotę miłości, której fundamentem jest Chrystusowy Krzyż.

Kościół jako Ciało Chrystusa: wspólnota, nie rywalizacja

Zbyt często wpadamy w iluzję, że nasza droga do Boga to wyłącznie osobiste przedsięwzięcie, niezależne od innych, jakby nasze zbawienie było prywatną sprawą, oddzieloną od wspólnoty Kościoła. W takim myśleniu wspólnota staje się jedynie tłem, na którym usiłujemy się wyróżnić, zamiast być przestrzenią autentycznej miłości i wzajemnej troski, w której każda osoba odnajduje swoje miejsce w Chrystusie. Nasza modlitwa, nasze czyny, nasza relacja z Bogiem zbyt często stają się narzędziami potwierdzania własnych potrzeb i pragnień – nasze „ja” wysuwa się na pierwszy plan: moja duchowa droga, moje Królestwo, moje miejsce w wieczności. Tymczasem misja Chrystusa nie opiera się na indywidualizmie czy egoizmie. Chrystus nie przyszedł, aby zaspokoić jednostkowe ambicje, lecz aby założyć Królestwo, które powstaje z ofiarnej miłości, z umierania dla siebie i życia dla innych.

Jakże głęboko Chrystus wpisuje w swoje życie wzór całkowitego oddania! „Nie przyszedłem, aby Mi służono, lecz aby służyć” (Mt 20,28 BBT). Cała Jego misja była skierowana ku drugiemu człowiekowi – ku służbie, ku ofiarowaniu samego siebie za zbawienie świata. Nie możemy mówić o prawdziwej relacji z Bogiem, jeśli nie dostrzegamy, że jesteśmy powołani do życia w komunii, a ta komunia wyklucza indywidualizm. Apostoł Paweł poucza nas, że „jeden jest chleb, my, liczni, tworzymy jedno Ciało, wszyscy bowiem bierzemy z jednego chleba” (1 Kor 10,17 BBT). Życie chrześcijańskie nie polega na samorealizacji, lecz na uczestnictwie w tajemnicy Ciała Chrystusa, gdzie każdy członek jest związany miłością, pokorą i służbą.

Tym samym jesteśmy wezwani, by wyjść poza ciasne granice własnego „ja” i odkryć, że nasza droga do Boga jest nierozerwalnie związana z drogą innych. Nasze zbawienie nie może być realizowane w izolacji, lecz we wspólnocie, która jest obrazem samego Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego. To w tej wspólnocie uczymy się prawdziwego oddania, to w niej umieramy dla egoizmu i uczymy się żyć dla innych, naśladując Chrystusa, który „uniżył samego siebie” (Flp 2,8 BT). W ten sposób stajemy się uczestnikami boskiej natury, włączając się w miłość, która przekracza wszelkie podziały i wprowadza nas w pełnię życia, jaką przynosi nam Chrystus.

Egoizm w życiu duchowym: subtelna, ale groźna pułapka

Czy nie zdarza się, że w głębi serca pojawia się w nas subtelna pokusa uznania, iż zasługujemy na coś więcej niż inni? Czy nie patrzymy na siebie jako na tych, którzy, będąc bardziej uduchowieni, bardziej zasłużeni, posiadają niejako prawo do wyższej pozycji w Królestwie Bożym? Ta niebezpieczna myśl, w której rodzi się indywidualistyczne pragnienie wyróżnienia, jest ukrytą, lecz głęboką pułapką, która oddziela nas od prawdziwego wezwania Chrystusa do jedności w miłości. Chrystus nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości, mówiąc: „Kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie waszym sługą” (Mt 20,27 BBT). W Królestwie Bożym nie ma miejsca na godności przypisywane przez ludzkie zasługi, tytuły czy stanowiska. Prawdziwa wielkość wypływa z pokory i służby, a tylko ci, którzy zrozumieją tę fundamentalną prawdę, będą mogli wejść do Królestwa nie przez zasługi, ale przez dar łaski i miłości Chrystusa, który pierwszy stał się Sługą wszystkich.

Prawdziwa wielkość w Królestwie Bożym

Wielkość w Królestwie Bożym nie polega na wyróżnieniu się, lecz na gotowości do zajęcia ostatniego miejsca, na wzór Chrystusa, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć” (Mt 20,28 BBT). Prawdziwe uczniostwo to wyzwanie do zapomnienia o własnym „ja” na rzecz miłości i służby bliźniemu. Chrystus pyta każdego z nas: czy jesteśmy gotowi pić kielich Jego cierpienia? Czy jesteśmy gotowi zrezygnować z własnych ambicji, by służyć? Czy potrafimy przyjąć miejsce, które nie przynosi chwały, ale wymaga ofiary?

Chrystusowy wzór: służba jako droga do chwały

Jezus przypomina nam, że w Królestwie Bożym ostatni będą pierwszymi – ci, którzy nie szukają własnej chwały, ale którzy w pokorze oddają swoje życie za innych. To jest prawdziwa wielkość w oczach Boga. Służba, pokora, gotowość do ofiary – oto droga, którą wskazuje nam Chrystus. Kościół jako wspólnota wiernych jest miejscem, gdzie to powołanie do służby realizuje się na co dzień. Każdy z nas musi zadać sobie pytanie: czy jestem gotów zrezygnować z siebie, by służyć innym?

W ten sposób, idąc za Chrystusem, wchodzimy na drogę, która prowadzi do prawdziwej jedności z Bogiem i z drugim człowiekiem. Nie ma miejsca na indywidualizm w Królestwie Bożym – jest tylko wspólnota, która w pokorze i miłości zmierza ku pełni życia w Bogu.

„Niczego nie pragnijcie dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniajcie jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2,3 BBT).

Czy mamy odwagę spojrzeć w głąb swojego serca i zadać sobie pytanie: czy rzeczywiście jesteśmy gotowi zająć „ostatnie miejsce”, wyrzec się ambicji, pychy i pragnienia dominacji, by naprawdę naśladować Chrystusa? Czy może jedynie udajemy, że dążymy do jedności, bo tak wygodniej – skrywając w głębi serca własne dążenie do bycia pierwszym?



 

+ Robert Matysiak NCC