Refleksje o kapłaństwie
Bycie kapłanem nie jest jedynie zaszczytem, lecz przede wszystkim wezwaniem do wejścia w głębię tajemnicy Krzyża. To odpowiedź na wołanie Chrystusa, który wzywa nas do uczestnictwa w Jego kapłaństwie – nie tylko przez sprawowanie sakramentów, ale także przez pełne utożsamienie się z Jego ofiarą, która osiąga swój szczyt w samotności Getsemani i w opuszczeniu Kalwarii. W społeczeństwie zanurzonym w blasku powierzchowności, kapłaństwo bywa postrzegane przez pryzmat zewnętrznych atrybutów władzy, prestiżu i autorytetu. Jednak rzeczywistość tej misji jest głębsza i często ukryta przed światem, bo jej fundamentem jest tajemnica krzyża i odkupienia.
Kapłaństwo, a zwłaszcza pełnia kapłaństwa w biskupstwie, to droga głębokiej samotności, która prowadzi przez ciszę, w której rodzi się Słowo Boga, podobnie jak milcząca ciemność, z której wyłaniało się stworzenie na początku dziejów. To w tej ciszy, napełnionej obecnością Boga, kapłan staje się świadkiem niewidzialnej obecności Chrystusa, który sam jako Najwyższy Kapłan i Wieczny Arcykapłan przemierzył tę drogę pierwszy, wytyczając szlak ku pełni zbawienia. Chrystus nie tylko ukazał drogę, lecz sam stał się Drogą – drogą, która wiedzie na Golgotę, ku ofierze ostatecznej, w której kapłaństwo osiąga swój najgłębszy sens.
Na tym szlaku Chrystus przyjął samotność Getsemani, gdzie Jego uczniowie zasnęli, pozostawiając Go w opuszczeniu. To tam, w głębi niezrozumienia i osamotnienia, ukazała się pełnia Jego kapłańskiej misji. Także dziś, kapłan i biskup, choć otoczony wiernymi, nosi w sercu tajemnicę Getsemani – to tam, w milczeniu i odosobnieniu, dźwiga swój krzyż, będąc jak Chrystus niezrozumianym przez świat. Jest to milczenie, które nie jest pustką, lecz przestrzenią zjednoczenia z Odkupicielem.
W sercu tego powołania kryje się głębokie zjednoczenie z Chrystusem, który jako Baranek bez skazy oddał samego siebie na ołtarzu krzyża. Kapłan, niosąc krzyż, wchodzi w misterium tej ofiary, słuchając słów swojego Mistrza: „Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24). To wezwanie nie jest jedynie zaproszeniem do podjęcia codziennych trudności, ale głębokim aktem zawierzenia się Chrystusowi, który objawia sens cierpienia i oddania w miłości. Kapłaństwo to ciągłe naśladowanie Ukrzyżowanego, a krzyż, który kapłan niesie, staje się drogą do pełni zmartwychwstania i uczestnictwa w wiecznym kapłaństwie Chrystusa, w którym dokonuje się zbawienie świata.
Kiedy w szczerości serca i pokorze ducha odpowiadamy na Boże wezwanie do kapłaństwa, stajemy wobec tajemnicy, która przenika całe nasze życie. Już na początku tej drogi wiedziałem, że nie będzie ona usłana różami. Chrystusowe słowa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24, BT) stały się dla mnie codziennym wezwaniem do ofiary, pełnym bolesnej, ale zbawczej prawdy.
Kapłaństwo, jako najgłębsze uczestnictwo w misji samego Chrystusa, nigdy nie było i nie jest drogą ku doczesnym zaszczytom czy pochwałom. To droga, na której niekiedy niosąc krzyż, człowiek doświadcza samotności i trudu, ale czyni to z pełną świadomością, że ów krzyż jest narzędziem zbawienia – nie tylko dla niego, ale dla tych, do których jest posłany. Każde powołanie jest bowiem echem tajemnicy Krzyża, w której objawia się miłość aż do końca (por. J 13,1).
Podjęcie tej drogi wymaga nieustannego umierania sobie, codziennego zapierania się siebie, tak jak Mistrz nauczał swoich uczniów. Wiedziałem, że to nie dla zaszczytów idę tą drogą, ale aby służyć – aby pozwolić Chrystusowi żyć we mnie i przez mnie w świecie. Jest to krzyż, który bywa ciężki do uniesienia, a jednak w tej trudności odnajdujemy siłę nie w sobie, lecz w Nim, który nas wezwał, bo „moce moje w słabości się doskonalą” (2 Kor 12,9).
Ta świadomość niosła mnie przez każdy dzień służby, przypominając, że kapłaństwo nie jest celem samym w sobie, lecz znakiem oddania się bez reszty Bogu i Jego ludowi. W pokorze serca uczę się przyjmować ten krzyż i naśladować Chrystusa, wiedząc, że każdy krok w Jego ślady prowadzi ku pełni życia, które objawia się w zmartwychwstaniu.
Przez lata mojej posługi, wielokrotnie stawałem się przedmiotem krytyki, niezrozumienia, a nawet szyderstw. W tych trudnych chwilach ludzkiego osądu i publicznego upokorzenia, niczym cierniem raniących duszę, szczególnie odczuwałem ciężar powołania, które, choć pełne blasku Bożej łaski, prowadziło mnie drogą krzyża. To właśnie wtedy wpatrywałem się w tajemnicę modlitwy Chrystusa w Getsemani, gdy wołał do Ojca: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich; wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39, BT).
Każde takie doświadczenie przypominało mi, że powołanie kapłańskie nie jest moją własną decyzją ani osobistym planem, lecz owocem woli Ojca, który kieruje nasze kroki według swojej odwiecznej mądrości. W chwilach największego osamotnienia, kiedy zdawało się, że pozostaję sam na tej drodze, odnajdywałem w głębi serca Bożą obecność – to On dawał mi siłę, aby iść dalej, aby z miłością i pokorą przyjąć krzyż, który On sam mi wyznaczył. Chrystus, który w ciszy Getsemani przeszedł przez mrok swojej ludzkiej samotności, uczy nas, że prawdziwe wypełnienie powołania nie leży w ludzkim uznaniu, ale w wiernej odpowiedzi na Boże wezwanie. W każdej próbie, w każdym cierpieniu, było mi dane na nowo odkrywać głębię słów: „Nie moja wola, ale Twoja niech się stanie”. Także w mojej misji zrozumiałem, że to Ojciec prowadzi mnie przez te ciemne doliny, aby Jego światłość mogła objawić się w pełni w życiu tych, do których zostałem posłany.
Samotność kapłańska nie jest więc klęską, lecz uprzywilejowaną przestrzenią spotkania z Chrystusem, który przebywał samotnie na modlitwie, oddając swoją wolę Ojcu. To w tej samotności uczymy się prawdziwej ufności i wierności – nawet gdy świat odwraca wzrok, a nasze serca zdają się obciążać cierpieniem.
Kapłaństwo nie jest ani łatwe, ani wygodne. To powołanie do życia w Chrystusie, w którym pasterz, na wzór Dobrego Pasterza, idzie na przód, niosąc na swoich barkach odpowiedzialność za stado, które nie zawsze rozumie jego decyzje. Niejednokrotnie kroki pasterza prowadzą go przez doliny samotności, w których musi polegać na wierze, modlitwie i łasce Bożej. Nawet w chwilach, gdy owce zdają się nie dostrzegać celu jego podróży, kapłan wytrwale prowadzi je ku nieznanym terenom – miejscem spotkania z Bogiem, który przygotowuje nowe pastwiska pełne życia. Tak, jak Chrystus szedł przed swymi uczniami, wzywając ich, by nie bali się iść za Nim, tak i pasterz, umocniony Duchem Świętym, musi ufać, że prowadzi swoje owce zgodnie z wolą Bożą, nawet jeśli droga wydaje się trudna i pełna wyzwań.
„Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce” (J 10,11) – te słowa Chrystusa są światłem i mocą dla każdego, kto został wezwany do kapłaństwa. W nich znajduje pocieszenie, siłę do dalszej drogi oraz niezachwianą pewność, że choć czasem idzie samotnie, nigdy nie jest opuszczony przez Boga, który go prowadzi.
Ta samotność nie jest przypadkowa, ale ma głęboko wpisany w siebie cel. W momentach, gdy napotykam na trudności, gdy czuję ciężar osamotnienia w mojej posłudze, moje serce przywołuje słowa samego Chrystusa: „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swojej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu” (Mt 6,6, BT). To wezwanie do wewnętrznej izdebki duszy odsłania prawdę o tajemnicy modlitwy – modlitwy, która nie jest aktem jedynie zewnętrznym, ale głębokim zjednoczeniem serca z Bogiem, który przenika ukryte głębiny naszych myśli i pragnień.
W ciszy i odosobnieniu, w tej świętej przestrzeni między duszą a Bogiem, odnajduję nie tylko siłę do dalszej drogi, ale i poczucie, że ta droga jest prowadzona przez Bożą Opatrzność. Cisza bowiem nie jest pustką, lecz miejscem, w którym wiara wypowiada się w sposób najgłośniejszy. To w ciszy serca, gdzie zagłuszony zostaje hałas świata, rodzi się prawdziwe zrozumienie powołania. Św. Augustyn pisał: „Niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie” (Wyznania I, 1), a ja doświadczam tego na nowo w samotności, która otwiera mnie na głębsze przylgnięcie do Chrystusa.
Samotność w modlitwie to nie ucieczka, lecz wejście w mistyczne zjednoczenie z Tym, który „przemawia w ciszy” (1 Krl 19,12). To właśnie w tym milczeniu, gdzie wszelkie ziemskie środki zawodzą, rodzi się najgłębsze zrozumienie misji kapłańskiej – jako daru, który sam Chrystus powierza kapłanowi, aby ten mógł być „alter Christus” – innym Chrystusem dla tych, których spotyka. Jest to nieustanne naśladowanie Jego drogi, która prowadzi przez samotność Golgoty ku chwalebnemu zmartwychwstaniu.
W ciszy i samotności, jak mawiał św. Jan Paweł II, odnajdujemy przestrzeń, gdzie nasza wiara staje się świadectwem, a nasza modlitwa przybiera formę życia. To w tej przestrzeni rodzi się odpowiedź na nasze powołanie – odpowiedź, która przynosi pokój duszy i pewność, że to, co robimy, ma wieczne znaczenie.
Kapłaństwo jest tajemnicą, którą trzeba kontemplować w duchu pokory, pełniąc ją z cierpliwością i oddaniem. To nie tylko powołanie, które objawia się w majestatycznych liturgiach i wielkich gestach publicznych, ale przede wszystkim w codziennym, cichym trudzie – w modlitwie, ofierze i posłudze, która często pozostaje niewidoczna dla ludzkich oczu. W tej głębokiej tajemnicy kryje się zarówno blask, jak i ciężar krzyża, który każdy kapłan niesie na drodze naśladowania Chrystusa.
Dla mnie, jako kapłana z rodziną, to powołanie staje się jeszcze bardziej złożone. W obliczu codziennych wyzwań staram się balansować między misją kapłańską a obowiązkami, które wypływają z życia rodzinnego. Moja służba dla Kościoła w sposób nieuchronny dotyka także moich najbliższych. Ich cierpliwość i miłość stają się fundamentem, na którym mogę opierać swoją siłę do niesienia krzyża biskupstwa. To oni, choć nie zawsze widoczni na pierwszym planie, są nieodłączną częścią mojej posługi, wspierając mnie w chwilach zwątpienia i zmęczenia.
Kapłaństwo to nieustanny dar, wymagający nie tylko ofiary, ale i codziennego nawracania się. Każdy dzień tej drogi uczy nas, że nie jesteśmy centrum tej misji, lecz że wszystko, co czynimy, ma swoje źródło i cel w Chrystusie. To Jego misję realizujemy, oddając się całkowicie Jego woli. Droga ta rzadko prowadzi przez wielkie triumfy, częściej wiedzie przez doliny modlitwy, zmagania wewnętrznego i samotności, gdzie człowiek pozostaje sam z Bogiem.
Jednak to właśnie w tej samotności, w ciszy i pokorze serca, odkrywamy prawdziwą obecność Boga. Gdy świat milknie, a wiara mówi szeptem, odnajdujemy siłę, by podjąć kolejne kroki na drodze naszego powołania. To właśnie tam, w cichym dialogu z Bogiem, rodzi się głębsze zrozumienie naszej tożsamości jako Jego sług i powierzonej nam misji. W tej kontemplacji odnajdujemy sens nie tylko dla własnej drogi, ale dla całego Kościoła, któremu służymy, naśladując Chrystusa – Pasterza, Kapłana i Ofiarę.
+ Robert Matysiak NCC